środa, 24 kwietnia 2013

Nigdy Nie Mów Żegnaj, Bo Pożegnanie Znaczy Odejście, A Odejście Znaczy Zapomnienie..

oczami Julie
- Mamo, co się stało? - spytałam przerażona uświadamiając sobie, że to wcale nie jest Justin, a moja zapłakana mama.
- Julie, bo Twój ojciec.. - próbowała coś z siebie wydusić.
- Mamo, co jest z tatą? - w tej chwili moje serce zaczęło bić szybciej, a moje ciało zaczęło drżeć ze strachu.
- Miał wypadek samochodowy, jest w ciężkim stanie w szpitalu - na jej słowa momentalnie oczy mi się zaszkliły i poczułam wielką gulę w moim gardle, przez co nie mogłam powiedzieć ani jednego słowa.
- Julie? Julie, jesteś tam? - słyszałam tylko rozpaczliwy głos mojej matki. Upuściłam telefon, a razem z nim przewrócił się lakier do paznokci. Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą dowiedziałam. To nie może być prawda. Mój tata jest moim przyjacielem, nie może teraz mnie zostawić. Nie teraz, nie tak.

'' - Musisz być dzielna, pamiętaj, że niedługo się zobaczymy. Jesteś moją księżniczką, tak córciu?
- Tak tato, kocham Cię.
- Ja Ciebie też, opiekuj się mamą. ''  

Zawsze tak do mnie mówił gdy rozmawialiśmy przez telefon, przez prawie całe moje dzieciństwo nie było go w domu. Był zmuszony pracować za granicą. Byłam sama z mamą. Tak bardzo go kocham i tęsknię. Zawsze był łagodniejszy jeśli chodzi o oceny i bardziej mnie rozumiał, bronił. Zawsze chciał bym była bezpieczna i robił wszystko by tak było. Pomimo tego, że nie należeliśmy do jakiś bogaczy to i tak spełniał moje marzenia. Muszę być teraz przy nim. Łzy spływały mi ciurkiem po policzkach. Nie mogę tak tu siedzieć.
- Julie, co się dzieje? - do pokoju wparowała Jamie słysząc mój głośny płacz.
- Jamie.. - rzuciłam się na przyjaciółkę mocno ją przytulając i chowając twarz w jej ramieniu.
- Kto dzwonił Julie?
- Mój tata miał wypadek, jest w szpitalu w ciężkim stanie - wydukałam.
- O mój Boże - moja przyjaciółka mocno mnie przytuliła i nastała cisza, którą zakłócał tylko mój płacz.
- Nie mogę tak tu siedzieć, wracam do Miami, muszę być przy tacie - wytarłam zewnętrzną stroną dłoni policzek i wyciągnęłam dużą torbę z szafy.
- Myślisz, że to naprawdę dobry pomysł? Masz pieniądze na lot, na to wszystko?
- Jamie, muszę to zrobić. Co Ty byś zrobiła? Siedziała tu i po prostu czekała na telefony od mamy nie wiedząc co się dzieje i na czym w danej chwili stoisz? Pieniądze jakieś mam, lot się znajdzie. Muszę to zrobić, zrozum mnie.
- Rozumiem Cię kochanie, rozumiem. Masz rację.
Pokiwałam głową  i pakowałam do torby tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Ciuchy, kosmetyki, dokumenty, portfel. Chciałam być już najszybciej na lotnisku, uspokoję się gdy już wyląduję w Miami. No nie do końca, ale wtedy wiem, że mam do taty bliżej niż dalej.
Szybko wbiegłam do łazienki, aby się uczesać i ogarnąć.

oczami Jamie
Nie dziwię się Julie, że to robi. Na jej miejscu sama zrobiłabym to samo. Wiem co ją łączy z tatą, wiem jak bardzo obydwoje się kochają. Współczuję jej, bo nie wyobrażam sobie co by było gdyby właśnie w tej chwili mojemu się coś takiego przytrafiło. Miało zaczynać się nasze nowe, szczęśliwe życie, ale jak zawsze muszą pojawić się jakieś komplikacje. 
Teraz Julie weszła do łazienki, a ja wpadłam na jedną myśl. Jest osoba, która musi wiedzieć o tym. Bez dwóch zdań. Telefon mojej przyjaciółki leżał na podłodze, zaraz koło łóżka. Słyszałam, że się szykuje dlatego nie miałam zbyt wiele czasu na to. Podniosłam jej telefon i stanęłam przy oknie, aby nic nie widziała. Szybko znalazłam w jej kontaktach numer do Justina. Wyciągnęłam swój telefon z tylnej kieszeni moich rurek i przepisałam sobie ten numer. Odwróciłam się do tyłu, aby sprawdzić czy Julie jeszcze nie idzie. 
Dawaj Jamie, napisz do niego.
''Cześć Justin, piszę tylko, żeby Ci powiedzieć, że Julie jeszcze dziś leci do Miami. Uważam, że
powinieneś o tym wiedzieć. Jamie''
Jeszcze przez chwilę się zastanawiałam czy powinien o tym wiedzieć czy to dobry pomysł, aby jeszcze go martwić jak już sama Julie jest w okropnym stanie.
Wiadomość wysłana do: Justin
Dobra, już nie cofnę tego, myślę, że dobrze zrobiłam. Odłożyłam dwa telefony na stolik i stanęłam w drzwiach. Myślę, że Justin powinien wiedzieć o tym by dać wsparcie Julie, którego również potrzebuje z jego strony.
- Julie, mam lecieć z Tobą? - spytałam przyglądając się przyjaciółce - Boję się o Ciebie, jesteś w okropnym stanie.
- Nie Jamie, dziękuję. Musisz się zająć wszystkim tutaj - wymusiła lekki uśmiech.
- Ale masz się odzywać, napisz chociaż jak dojedziesz i co z Twoim tatą, dobrze?
- Dobrze Jamie - podeszła do mnie i jeszcze mocniej mnie uścisnęła niż wtedy.
- Jestem z Tobą, pamiętaj.
- Pamiętam Jamie, muszę już iść - chwyciła dużą fioletową torbę, założyła buty i chwyciła jeszcze z wieszaka kurtkę patrząc na mnie.
- Będzie dobrze Julie - powiedziałam teraz to ja powstrzymując się od płaczu.
- Do zobaczenia Jamie - pomachała mi i wyszła z domu.

oczami Justina
Właśnie wysiadałem z auta gdy poczułem wibracje mojego telefonu. Pożegnałem się z Alfredo i wyciągnąłem urządzenie z mojej kieszeni. Sms od nieznajomego numeru. Proszę, tylko nie Nicole, albo ktoś w ogóle inny, nieznajomy. Otworzyłem wiadomość.
''Cześć Justin, piszę tylko, żeby Ci powiedzieć, że Julie jeszcze dziś leci do Miami. Uważam, że
powinieneś o tym wiedzieć. Jamie''
Serce mi stanęło. Dlaczego Julie wraca dziś do Miami? Nie mogę jej na to pozwolić, nie wiedząc dlaczego i co się stało. Nie mogę pozwolić jej odejść. Nie zdążyłem się nawet zorientować, a Alfredo już nie było pod moim domem. Syknąłem pod nosem i szybko wyciągnąłem pilot od garażu z tylnej kieszeni w spodniach. Wcisnąłem guzik i brama się otworzyła, a moim oczom ukazało się białe Ferrari 445 Italia. Szybkim krokiem podszedłem do niego i zająłem miejsce kierowcy. Wyjechałem z garażu i przycisnąłem guzik czekając aż się zamknie brama. Z piskiem opon ruszyłem na lotnisko. Nie przejmowałem się tym, że przekraczam prędkość. Najważniejsze teraz było dla mnie, aby dotrzeć do Julie. Otworzyłem okno, a zimny wiatr uderzył w moją twarz. Może to pomoże mi się uspokoić. Wziąłem kilka głębokich oddechów i dodałem gazu. Już dawno przekroczyłem 150 km/h. Mój jedyny cel w tej chwili? Dojechać na lotnisko i znaleźć Julie.
Zacisnąłem ręce na kierownicy i skupiłem się na drodze. Wymijałem wszystkie auta i pędziłem jak nigdy wcześniej. W zasadzie to lubiłem szybką jazdę, jak prawie każdy chłopak, ale teraz jej celem nie była zabawa czy przyjemność, tylko dotarcie do Julie. Coraz częściej postrzegam ją po prostu jako moją dziewczynę. Uważam, że jest moja. Jeżeli nawet Natan myśli inaczej to jestem znów gotowy by się z nim spotkać, ale teraz już tylko w cztery oczy. Musi zrozumieć, że Julie nie chce mieć z nim żadnych kontaktów. A tym bardziej ja nie chcę, żeby ona się z nim zadawała. Jeszcze dziesięć minut i będę na miejscu. Spojrzałem na zegarek. Godzina 21:48. O której może być jakiś cholerny lot do Miami?
Czy mieliście kiedyś tak, że bez konkretnej wiedzy, bez zastanowienia ruszyliście aby coś ratować? Nawet przez chwilę nie pomyśleliście co jest tego skutkiem, tylko od razu o zawaleniu Waszego świata przez jedną rzecz, czasem nawet najmniejszy gest czy nawet widok, nie koniecznie przyjemny dla nas. Wtedy tak naprawdę myślimy sercem, a nie mózgiem, bo serce wie co to jest prawdziwa miłość. Miłość to całkowite oddanie się i troska o drugą osobę. Często jesteśmy gotowi dla drugiego człowieka zrobić bezwarunkowo wszystko, dla niego i jego szczęścia.
Zostałem wychowany na takiego człowieka, że jeśli w coś wierzy, coś kocha to walczy do końca. I nie przez przypadek właśnie ja to mówię. Trzeba walczyć o coś co kochamy, nawet gdy brakuje nam już na to  sił. Czy trzeba się poddawać? Nie, trzeba walczyć, wierzyć i dążyć do tego.
Droga na lotnisko mijała mi tak powolnie. Chyba, że to tylko moje wrażenie. Miałem wrażenie, że każda sekunda trwa dla mnie wieczność. Tak jak myślałem, dziesięć minut później dojechałem na miejsce. Zaparkowałem samochód w wolnym miejscu i jak najszybciej wyszedłem z niego. Od razu popędziłem do środka lotniska. Spojrzałem na wielką, elektryczną tablicę, która wisiała nad moją głową. Odloty i przyloty. Okej, odloty. Atlanta-Miami, godzina 22:00. Miałem jeszcze dwie minuty. Od razu pobiegłem w prawą stronę, tam gdzie odbywały się odloty. Czułem się tak jakby wszystkie ściany zbliżały się ku mnie, nagle zgasło światło i widziałem tylko ciemność, bo brakowało mi już sił, nadziei. Wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Pewnie byłem teraz punktem jeden do obserwacji dla innych podróżnych. No i oczywiście, że tak było, ale miałem tylko dwie minuty. Dwie minuty? Ale do czego? Do nadziei, że Julie w ostatniej chwili wysiądzie? Albo zobaczę ją jak siedzi na lotnisku, bo zwątpiła i nie leci? Przepychałem się przez ludzi przez co słyszałem krzyki za moimi plecami. Chrzanić to, muszę się upewnić, zatrzymać moje szczęście. A to co mnie bolało najbardziej to myśl, że nawet nie wiem dlaczego ona to robi i co się stało. Może ma dość tego wszystkiego. Za dużo się teraz wydarzyło i sobie z tym nie radzi. Nowe otoczenie, dawna akcja w lesie, Natan nękający ją, Nicole.. ja. Może tak naprawdę przerosło ją to jakie życie ja prowadzę? Że już niedługo inni nie będą dawać jej spokoju, ale obiecała.. Obiecała, że mnie nie zostawi, a ja nie pozwolę jej odejść. Gdybym mógł cofnąć czas wynagrodziłbym jej to wszystko i zrobił wszystko aby jej nie zranić, ja ani nikt inny. Nauczyła mnie wiele. Nauczyła mnie kochać tak bardzo. Pokazała mi co to miłość i sprawiła, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy nie tylko przy niej, ale również gdy tylko o niej pomyślałem. Moim oczom ukazała się wielka szybka za którą było widać startujące samoloty. Spojrzałem na jeden co już startował. Napisy były zbyt małe aby mógł je przeczytać, lub to już ze mną zaczynało robić się coś nie tak. Mój oddech był bardzo szybki.
. ''Samolot do Miami właśnie odleciał, dziękuję za uwagę i życzę spokojnego lotu. ''
Proszę, niech ktoś mi powie, że się właśnie przesłyszałem, albo to jest jakiś koszmar. Przyłożyłem dłoń do szyby i patrzyłem jak samolot wzbija się w górę z nią. Z Julie, moją Julie. Wydawało mi się, że moje serce właśnie zostało rozdarte na milion kawałków. Patrzyłem przez to okno już bez celu, samolot zniknął z mojego pola widzenia, a ja najwyraźniej liczyłem, że zobaczę teraz na pasie startowym Julie idącą w moją stronę. Było za późno..
Nałożyłem kaptur na głowę i spuściłem ją w dół, aby nikt nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie. Przemierzałem całe lotnisko wolnym krokiem, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo. Gdybym tylko był z nią przez resztę dnia. Mogłem od razu wyłapać, że coś jest nie tak. Przecież rozmawialiśmy jeszcze niedawno przez telefon. Powiedziała, że mnie kocha. Nic nie rozumiem, nie wiem co mam teraz robić, gdzie się udać, do kogo. Powiedzieć komuś czy też siedzieć w ciszy, aby nikt nie wykorzystał moich uczuć przeciwko mnie. Czuję się tak jakbym był przegranym człowiekiem. Nie do końca, ale dopuściłem, że Julie odeszła. Siedzi teraz w samolocie i wraca do swojego domu. Znalazłem się już na zewnątrz. Wsunąłem dłonie do kieszeni i przeszedłem przez cały parking. Znów spotkałem się z zimnym pociskiem wiatru, który tym razem mnie już nie uspokoił. Zająłem to samo miejsce kierowcy i siedziałem w ciszy nie odpalając nawet przy tym silnika samochodu. Znów beznadziejnie patrzyłem przed siebie. Wspomnienia wzięły górę. Wszystko do mnie wróciło. Każdy pocałunek, nasza wspólna noc, gorące chwile czy chwile małych sprzeczek i smutku. Jej głos odbijał się w mojej głowie, a jej śmiech i widok jej nie dawał mi spokoju. Nigdy nie mów żegnaj, bo pożegnanie oznacza odejście, a odejście znaczy zapomnienie..
Nie wiedziałem jak opisać te wszystkie emocje siedzące teraz we mnie. Mam ochotę coś rozwalić, a z drugiej strony się już na zawsze zamknąć w sobie i tłumić te wszystkie uczucia. Odpaliłem silnik i znów szybko jechałem w ogóle nie przejmując się prędkością i tym, że łamię każdy odnośnie jej przepis. Moja jazda w tej chwili na pewno nie należała do bezpiecznych, a ja do ludzi opanowanych i z zachowanym spokojem..

Jak Wam się podoba? Bo moim zdaniem nie wyszedł mi najlepiej.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Proszę o Wasze opinie po przeczytaniu rozdziału i o jakąkolwiek pomoc w reklamie mojego opowiadania. Odwdzięczę się Wam tym samym. Zostawiajcie swoje nicki i linki w zakładkach.
BARDZO DZIĘKUJĘ, KOCHAM WAS!

Kto by czytał drugie opowiadanie jakbym zaczęła pisać? :)